poniedziałek, 14 października 2013

Rozmyślenia

Aliens! Piszę bo.. hmm tak właściwie to nie wiem od czego zacząć. Odcinek jest właściwie napisany ale po 1 nie mam korekty ani nikogo kto by się tego podjął a po 2 nie wiem czy jest na tyle dobry by go wgl opublikować. Zastanawiam się nad zawieszeniem, może nawet usunięciem. Bez czytelników to opowiadanie jest martwe. Piszę je głównie dla siebie ale dla siebie mogę pisać równie dobrze do szuflady. Na chwilę obecną jestem w Polsce, mam urlop więc mam i czas na przemyślenia niektórych spraw a sprawa bloga mnie męczy. Nie wiem co dalej...


Pochmuurnie samotna
Mecka

piątek, 23 sierpnia 2013

5.Ich höre wenn du leise schreist.

Krotko. Myslalam, ze wyszedl dluzszy a jednak... Duzo w nim Toma. Troche uczuc. Wiem, ze jest nudno, nic sie niedzieje ale to tymczasowe przeciez nie moge ich od razu popchnac do lozka :) Pozno, obiecalam srode za co przepraszam ale wyszla mi mala klotnia z korektorka i byl zastoj. Pierdol koniec a wiec zapraszam na odcinek :)


Nie wiem jak długo szedłem ale ludzie mijający mnie na ulicy patrzyli z obrzydzeniem albo odwracali wzrok. Chyba nie chcę wiedzieć jak wyglądam. Bolała mnie każda, nawet najmniejsza cząstka ciała. Czułem się brudny psychicznie choć tak naprawdę to właściwie nic mi nie zrobili, nie licząc pobicia. W hotelu trwało zamieszanie. Obsługa biegała po całym budynku wyraźnie czegoś szukając i wymieniając między sobą szybkie nerwowe zdania. Podszedłem do recepcji i zapytałem po angielsku co się dzieje. Zaginął jeden z naszych gości, nikt go nie widział, może po prostu się zaszył w jakimś zacisznym miejscu. Usiłujemy go znaleźć. Zdziwiło mnie to trochę jednak postanowiłem nie zgłębiać tego jakoś szczególnie. Podziękowałem za informacje i wjechałem winda na nasze piętro. Klara dość dobrze się kryła ale udało mi się uchwycić jej spojrzenie pełne jakby złości obrzydzenia i... zazdrości? Wszedłem do pokoju a Tom się wręcz na mnie rzucił.
- Matko! Bill gdzieś ty był? Jak ty wyglądasz?! Co się stało?! Przed chwila umierałem ze strachu! Obudziłem się a ciebie nie było, cały hotel cię szuka!
Lawina pytań, na przemian z szeptu przechodził w prawie krzyk jak i na odwrót. Patrzył na mnie jak na kupkę nieszczęścia a w jego oczach widziałem smutek i troskę. Położył mnie delikatnie na łóżku i powiedział żebym się nigdzie stąd nie ruszał, bo zaraz wróci.
Wyszedł tak szybko, że nie zdążyłem mu odpowiedzieć. Wpatrywałem się w nieskazitelnie biały sufit hotelowego pokoju analizując cały dzisiejszy dzień raz po raz stwierdzając, że wszystko jest kompletnie bez sensu. Ostatecznie usłyszałem jak drzwi ustępują. Po naciśnięciu klamki, wiedziałem, że to nikt inny jak Tom. Postanowiłem pokonać go jego własną bronią i gdy tylko zaczął się zbliżać udałem, że śpię.
- Billy kochanie?
Odpowiedziała mu cisza. Zawisnął w bezruchu nade mną.
Był blisko, czułem bijące od niego ciepło ale nie chciałem się zdradzić.
-Słoneczko? - wyszeptał i lekko musnął moje usta swoimi. Nie wytrzymałem, wpiłem się w jego usta i pogłębiłem pocałunek.
Po jakimś czasie odkleiłem się od dreda z czego był raczej średnio zadowolony.
- Musimy porozmawiać- powiedziałem i z wyczekującym spojrzeniem przeniosłem się do pozycji siedzącej. Dred usiłował coś powiedzieć, bo już otworzył usta jednak natychmiast go uciszyłem przykładając do nich palec.
- Zniknąłeś- zacząłem- zniknąłeś zanim na dobre poczułem, że jesteś. Odszedłeś bez słowa pożegnania nic nie tłumacząc. Wszystkie marzenia o wspólnej przyszłości rozprysły jak bańka mydlana.
Tak szybko jak cię dostałem, tak szybko straciłem. A teraz nagle jestem tu i sam właściwie nie wiem co tutaj robię. Nawet sobie nie wyobrażasz ile przez ciebie wycierpiałem. Ile nocy stało się bezsennymi z wciąż jednym, tym samym pytaniem- dlaczego?
I kiedy już myślałem, że to koniec, że zacznę na nowo stare życie bez ciebie pojawiasz się. A ja głupi biegnę jak najwierniejszy pies do swego pana. Zjawiasz się i wszystko ma być jak dawniej? Wyrzuciłem to z siebie. W końcu. Zrobiłem to. Po mojej twarzy toczyły się słone łzy.
Dredziarz ukrył twarz w dłoniach intensywnie o czymś myśląc.
- Widzisz Bill ja musiałem to zrobić dla twojego bezpieczeństwa. Byłem prześladowany. Poprzez kontakty ze mną mogłeś znaleźć się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie mogłem pozwolić na to żebyś był, w jakikolwiek sposób, zagrożony. Bałem się, że mogę ci już więcej nie zobaczyć, dotknąć, pocałować. Musiałem cię zranić żeby cię ochronić. To było jedyne wyjście. Zapłaciłem cenę dla twojego bezpieczeństwa. Każdego dnia o tobie myślałem ale nie mogłem zrobić kompletnie nic. Czas uciekał a ja uciekałem w wódkę. Pozwalała zapomnieć jednak potem wszystko wracało z podwójną siłą. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić jak trudno było powiedzieć ci, że już cię nie chce, nie kocham i to z kamienna twarzą. Zdawałem sobie sprawę jaki ból byłem zmuszony ci zadać, ale wierz mi, mnie bolało jeszcze bardziej. Cierpiałem, bo ty cierpiałeś przeze mnie. Byłeś mój przez miesiąc a czułem jakbyś był zawsze i choćbym nie wiem jak bardzo chciał wyrzucić cię z pamięci to nie potrafię. Wiem, że cię zawiodłem, straciłem zaufanie, które i tak miałem na kredyt. Nie potrafię już bez ciebie żyć, nawet funkcjonować. Wszystko robiłem automatycznie ze świadomością jednak, że gdzieś tam jesteś i być może pozwolisz mi to jakoś wytłumaczyć. O położeniu w jakim się znajdujemy nawet nie marzyłem. Mam jednak nadzieje, że swoja obecnością dajesz nam szanse. Rozgadał się ale wiedziałem, że nie mogę mu przerwać, że musi to wszystko wyrzucić z siebie.
Po jego twarzy toczyły się łzy z których istnienia chyba nawet nie zdawał sobie sprawy. W jednej chwili wszystko straciło ważność. To co było to przeszłość, liczy się tu i teraz. Wdrapałem mu się na kolana mimo tego, że byłem cały obolały i wtuliłem się w jego ramiona. Objął mnie mocno i kołysał jak dziecko. Potrzebowałem tego. Świat przestał istnieć, byliśmy tylko my. Wybaczyłem niemal natychmiast. Nie potrafię wyrazić słowami jak bardzo byłem szczęśliwy. Jedyne co mnie dręczyło to fakt, że Tom w coś się wpakował. Twierdził, że to rozdział zamknięty i z czasem na pewno mi o wszystkim powie jednak nie podobało mi się to. Postanowiłem wziąć prysznic, czułem się brudny fizycznie jak i psychicznie. Ciepły strumień wody obmywał moje ciało a ja czułem się wyjątkowo zrelaksowany. Stałem z zamkniętymi oczami i próbowałem zebrać myśli, jednak nie było mi to dane gdyż poczułem chłodny podmuch powietrza a zaraz po nim silne męskie dłonie na moich biodrach. Odwróciłem się a przede mną stał uśmiechnięty Tom w stroju w jakim go stworzono czyli kompletnie nagi...

niedziela, 18 sierpnia 2013

Korekta

Tak, wiem. Dlugo nic nie bylo. Mam swoja wlasna korektorke ktora bedzie robic polskie znaki i ogolnie korekte bledowa. Odcinek wlasnie jest w korekcie wiec  mysle, ze do srody powinnam go wrzucic. Czytal ktos z Was kiedys"Gumisie"? wiem, ze byly tlumaczone z niemieckiego, i sa w 3 najlepszych twincestow ever. Mam wlasnie taki chory pomysl napisania czegos podobnego.. Co myslicie o ukazaniu Czarnego jako tak nie do konca mezczyzny? Ba, do posuniecia sie w tym duzo dalej? Na odpowiedzi czekam w komentarzach, mam nadzieje, ze mnie nie opusciliscie. Pozdrawiam z deszczowej Saksonii Dolnej.

wtorek, 18 czerwca 2013

4. Ich bin schwerelos!

Wróciłam! z nowym odcinkiem. Nie jestem z niego ani trochę zadowolona. Bardzo dziekuję za wasze komentarze, to dla mnei bardzo wazne, chcę wiedziec co myslicie o tym opowiadaniu. Szczególnie chciałabym podziekować Illusion. Wiem,że są błędy, postaram sie je wyeliminować. Na wszystkie blogi z linków oczywiscie wejdę jaktylko znajdę troszkę czasu. Odcinek krótki ale chyba nie potrafię pisać długich. No to zapraszam :)



Jawa czy sen? Niby wiem,że Tom jest tuż obok, leżę oparty o jego ramię czuję na włosach jego ciepły oddech ale wciąż w to nie wierzę. To zbyt nieprawdopodobne. Jestem nieważki. Pozwoliłeś mi spaśc żebym się wzbił i latał na naszym wspólnym niebie. Z jednej strony euforia,ze jesteś tuz obok,że mogę Cię dotknąć, pocałować przytulić a z drugiej jakby niepokój. Coś musi być nie tak. Zostawił mnie, nie chciał. Ciężko to odchorowałem a teraz jestem z nim w jednym samolocie który leci niewiadomo gdzie wsparty o jego męskie ramie i tak naprawdę nie wiem co robię. Nie mogę mu tego ot tad wybaczyć. A może  jestem tu bo mam być jego kolejnym dziecinnym kaprysem? Postanowiłem z nim o tym porozmawiać lecz nawet nie zdążyłem zacząć bo nagle całym samolotem zaczęło trząść. Oczywiście miałem zapięte pasy ale to nie zmniejszało mojego przerażenia "Boże, wszyscy zginiemy! Jestem zbyt młody, zbyt piekny żeby umierać! Świat nie zdążył poznać mnie jako modela, a teraz już za późno na wszystko!". Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Tom chyba zauważył mój strach w oczach bo przytulił mnie i zaczął tłumaczyć,ze to tylko turbulencje,ze nic złego się nie dzieje. Kolejne 4 godziny przespałem. Czułem się bezpieczny potrzebny i kochany. Miałem sen. Śniło mi się,ze braliśmy ślub. Co prawda nie wiem dlaczego w kościele (jestem ateistą) i dlaczego byłem w białej sukni ślubnej ale to wszystko było strasznie realistyczne i bardzo piękne. Obudził mnie głos stewardessy oznajmiający,że będziemy podchodzic do lądowania wiec prosi o zapięcie pasów. Moje były cały czas zapięte więc tylko Tom zapiął swoje. Minęło jakieś pół godziny gdy wylądowalismy i drzwi zostały otwarte. Ruszyliśmy wiec do wyjścia, opusciłem pokład samolotu schodząc po wysokich stosunkowo stromych schodach i rozejrzałem się dookoła. Żar lał się z nieba, błękitne niebo sporo zieleni i ręka Dreda obejmująca mnie czule w pasie. No żyć nie umierać! no może poza tym,że ledwo wysiadłem a już byłem cały mokry z gorąca.. Udaliśmy się w stronę budynku, przeszliśmy przez bramki odebraliśmy bagaż i ruszyliśmy do wyjścia. Pod budynkiem portu lotniczego stał rząd różnokolorowych samochodów z oczywistym napisem TAXI. Wybraliśmy żółty. Dredziarz podał kierowcy jakąś dziwną nazwę i wyruszyliśmy w drogę zatłoczonymi ulicami. Jechaliśmy może z pół godziny ale Tom nie odezwał się do mnie ani słowem przez całą drogę. Nagle taksówkarz zattrzymał pojazd, Tom podał mu odpiowiednią kwotę i wysiedliśmy przed ogromnych rozmiarów hotelem. Obsługa zaraz podbiegła by zając się naszym bagazem a Tom złapał mnie stanowczo za rękę i ruszylismy do recepcji. Znowu towarzyszyła nam cisza. Dredziarz posłał recepcjonistce wg mnie zbyt miły uśmiech po czym podał jej jakąs kartkę i wymienili kilka zdań po francusku. Zdecydowanie nie podobało mi się to. Klara (tak wynikało z jej wizytówki przypiętej do nienagannie białej bluzki) podała nam klucz i skinęła na boya hotelowego w celu zaniesienia naszych walizek. Windą dojechalismy na ósme piętro. Dostaliśmy pokój nr 483.Ledwie przekroczyłem próg pokoju a Tom gwałtownie zamknął drzwi na klucz, popchnął mnie na ogromne łóżko i zaczął mnie namiętnie całować. Po chwili już na mnie leżał a ja wodziłem palcami po jego plecach. Kiedy jego ręce powędrowały ku klamrze mojego paska w celu rozpięcia go wiedziałem już,że Dred ma na myśli jedno więc powiedziałem dość.
-Tom, nie!
-mmm Billy ale dlaczego, przecież było tak fajnie...
-Musimy porozmawawiać. Znikasz, nie ma Cię nagle jesteśmy tu i wszystko ma być ok?
-No, a nie?
-Idiots! Idiots everywhere! Gdzie my w ogóle jesteśmy?
-Na  Malediwach i uśmiechnął się sie najbardziej słodkim z możliwych uśmiechów.
 - Idę wziąć prysznic jak wrócę to porozmawiamy.
  Otworzyłem walizkę chwyciłem ręcznik i poszedłem do łazienki jednak ledwo odkręciłem kurki aby nalać wody czyjes ręce złapały mnie za biodra.
-Tom! - oburzyłem się.
-okejka, już znikam -odpowiedział po czym pocałował mnie w pooliczek i zniknął za drzwiami.
Rozebrałem sie nalałem płynu i całą wannę zapełnił puch z piany. Wszedłem  i zacząłem relaksującą kąpiel pogrązając się w marzeniach.niestety nie trwało to jakoś specjalnie długo bop woda ma tę wade,że się szybko staje zimna. Kolejną godzinę spedziłem na suszeniu i stylizowaniu włosów, przebraniu się oraz pomalowaniu. Kiedy wyszedłem z łazienki Tom słodko spał rozwalony na całym łóżku. Postanowiłem nie marnować czasu i obejrzeć okolicę. Szedłem ulicą podziwiając widoki gdy nagle ktoś wciągnął mnie w jakąś bramę. Coś krzyczał do mnie w nieznanym mi jezyku a ja z minuty na minutę byłem coraz bardziej przerażony. Jedynym słowem jakie zrozumiałem było słowo "sex". "No to już po mnie" pomyslałem i zacząłem się wyrywać. Napastnik zlapał mnie za krocze i z przerażeniem stwierdził iż... jestem facetem! Znów zaczął krzyczec jednak niczego nie rozumiałem, doszło jeszcze dwóch jego kolegów i... odleciałem. Ocknąłem się w podatym t-shircie, z zakrwawioną twarza i nie wiedziałem gdzie jestem. "Byle do Toma" pomyślałem i obolały ruszyłem w stronę hotelu.

piątek, 17 maja 2013

Info

Z przykroscią stwierdzam,ze nie wiem kiedy wrzucę nowy odcinek. Napisałam część później brakło czasu następnie weny i tak wyszło... Przepraszam wszystkich którzy na kolejną część czekają bo choć jest was niewielu to wasza obecnośc dużo dla mnie znaczy. Postaram się nadrobić jak najszybciej :)

wtorek, 9 kwietnia 2013

3 .Każdą decyzję przemyśl kilka razy bo potem może być za późno na cokolwiek!


Po długiej przerwie wracam z niego dłuższym odcinkiem. Nie jestem z niego specjalnie zadowolona. Pisany głównie po bezsennych nocach. Trudno było mi go napisać ponieważ prawie w żadnym stopniu nie jest związany ze mną w przeciwieństwie do poprzednich. No to miłego czytania!



Osłupienie szok radość, setki myśli. Z wrażenia usiadłem przy kuchennym stole na którym leżała tajemnicza koperta. Z jednej strony strasznie chciałem ja otworzyć z drugiej bałem się tego. Bałem się, że mogą być to słowa napisane pod wpływem emocji, słowa których chyba bym nie zniósł, mówiące o tym, że mam Ci dać w końcu spokój, że mnie nie chcesz. Z drugiej strony tliła się we mnie jeszcze iskierka nadziei, że  zrozumiałeś. Chciałem otworzyć tą cholerną kopertę i nie mogłem. Co wziąłem ją w ręce to strach przed odrzuceniem kazał mi ją odłożyć. Nie  wiem jak długo tak trwałem ale w końcu się pozbierałem. Drżącą ręką obciąłem  krótki bok koperty  (była tak zaklejona, że nie dało się odkleić) i nie wiedziałem co dalej. Chciałem i nie chciałem jednocześnie wiedzieć co jest w środku. Serce waliło mi jak oszalałe gdy z papierowego opakowania wypadła mała żółta karteczka.  W głowie brzmiał gwar myśli. Ostatecznie zdobyłem się na odczytanie wyroku. Cienkim drobnym pismem litery układały się w słowa: „ Od tego zacznij. W środku znajdziesz coś od czego zależy właściwie wszystko a właściwie wszystko zależy jaką podejmiesz decyzję.”.  Nice (Najs) mam o czymś decydować? Ale o czym? W głowie jednocześnie miałem pustkę jak i natłok myśli. Co jest tym od czego wszystko będzie zależeć? Wiesz, Tom? zafundowałeś mi burzę emocji. Od strachu przed czymś nowym po ekscytację tym, że coś chcesz, że chyba nie jestem Ci tak do końca obojętny skoro zdobyłeś się na to by do mnie napisać i to wszystko jednocześnie! Tego się nie spodziewałem. Położenie w jakim się znalazłem zdecydowanie nie podobało mi się. Nie wiedziałem co dalej ale coś kazało mi zajrzeć do środka. Wyciągnąłem bilet lotniczy. Lot do Los Angeles który odbył się prawie pół roku temu. Był złożony na pół a w środku znajdowała się kolejna karteczka. „ Przy stanowisku 4 czeka na Ciebie aktualny. Miasto Aniołów? Może kiedyś ale teraz spakuj letnie rzeczy.” Była też podana data wypadająca za dwa dni z godziną 16:45 i dopiskiem, że jeżeli nie zjawię się na lotnisku zrozumie. Z jednej strony rzucił mnie z drugiej zrobił jednak jakiś ruch. Teraz pora na mój. Lecieć czy może jednak nie? Czułem, że mnie to do czegoś zobowiązuje jednak nie wiedziałem do czego. Postanowiłem zrobić coś głupiego ale to była jedyna droga żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Znalazłem cię w kontaktach i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi, kolejny. Po czwartym prawie się rozłączyłem stwierdzając iż nie odbierzesz lecz dobiegł mnie twój głos.
-T TT Tom?
-Nie, Święty Mikołaj.
-Ojj no przecież wiem, że to Ty.
-To po co głupio pytasz?
-Emm nieważne, słuchaj o co chodzi z tym biletem?
-Oh wiec to Cię gryzie? Środa. Bądź na lotnisku, wszystkiego się dowiesz. Po czym zakończył rozmowę.
Siedziałem osłupiały nie wiem czy bardziej tym, ze go usłyszałem czy tym, że właściwie niczego się nie dowiedziałem. Biłem się z myślami. Jechać czy nie? Co robić? Tom to jednak idiota. Zawsze ciężko było podejmować mi jakiekolwiek decyzje a on raczej o tym wiedział. Cos jednak trzeba było zrobić. A jeśli pojadę tam a on będzie tam tylko po to żeby powiedzieć mi, że jestem ostatnim kretynem dając się nabrać? Z drugiej strony nie ma ryzyka nie ma zabawy. Przecież nie mam nic do stracenia. No, może poza urażoną dumą. Klamka zapadła. Niech się dzieje co chce ale pojadę na to lotnisko, po tym może się walić i palić ale zrobię to! Pod wpływem emocji wyciągnąłem sporych rozmiarów walizkę i zacząłem się pakować. Zgodnie z rozporządzeniem – letnie rzeczy. Z przerażeniem stwierdziłem iż pomimo tego, że moja szafa  już ledwo się domyka to nie mam w co się ubrać a to znaczy, że nie mam czego spakować. Ostatecznie pół dnia spędziłem na przewalaniu zawartości szafy z czego wybrałem zaledwie kilka sztuk ubrań. Wykończony cała tą sytuacją wziąłem szybki prysznic i ewakuowałem się do łóżka z zamysłem jutrzejszego shoppingu. Nazajutrz względnie się ogarnąłem i wybrałem się na zakupy. Późna jesień. Czas wyprzedaży, Nie mogłem przepuścić mega japonkom za jedyne 4euro prawie darmo! Tak wiem, wieją wiochą i są trochę  pedalskie ale na lato dobre xD znalazłem hawajskie spodenki które tez musiały być moje. Doszły okulary przeciwsłoneczne ( z filtrem oczywiście) I sporo innych rzeczy. Wieczorem wróciłem zmęczony ale i szczęśliwy. Upchałem wszystkie zdobycze do walizki, ogarnąłem się i poszedłem do łóżka w końcu jutro wielki dzień! Mało tej nocy spałem. Męczyły mnie koszmary w których Tom wyśmiewa moją ufność i mówi, że to tylko moja chora wyobraźnia a w rzeczywistości mnie nie chce. Często budziłem się z dziwnym lękiem jednak sam nie wiem przed czym. Po 6. Tak, wiem środek nocy jednak musiałem wstać bo już dłużej nie mogłem wytrzymać w łóżku. Piłem hektolitry kawy. Nigdy nie leciałem samolotem, nie wiem jak to jest i boję się tego. Pomyślałem, że zdałoby się wymienić trochę gotówki ale co powiedziałbym w kantorze? Że nie wiem jaką chcę walutę bo jadę gdzieś gdzie prawdopodobnie jest ciepło ale nie wiem gdzie? Kręciłem się po mieszkaniu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Coś przestawiałem by ostatecznie odłożyć na własne miejsce. A jeśli to wszystko fikcja? Pod wpływem emocji rozpakowałem walizkę by po chwili znów ją spakować uznając, że muszę być twardy. Dochodziła 15. Wezwałem taksówkę wiedząc, e mogą być i na pewno są korki. Wsiadając podałem kierowcy nazwę lotniska i odpłynąłem w krainę marzeń. Mimowolnie zerknąłem na komórkę 16:17. Wystraszyłem się, że nie zdążę. 16:32  wysiadłem zapłaciłem i pobiegłem w stronę wejścia sporego budynku z napisem „Flughafen Berlin-Schönefeld”. Odnalazłem stanowisko 4, na szczęście było wolne. Podałem dane pokazałem paszport i kobieta podała mi bilet. „ Wyjście nr 7 dziękuję i życzę miłego lotu.” Jeszcze tylko odprawa. Ruszyłem w stronę bramek nawet nie wiedząc gdzie lecę, co więcej Toma nigdzie nie było. Za każdym razem gdy przechodziłem za bramkę piszczało, wzięli więc mnie na stronę sprawdzili wszystko, bezczelnie obmacali w różnych miejscach pomimo mojego wyraźnego sprzeciwu i puścili dalej. Pobiegłem szybko w stronę wyjścia lecz nagle poczułem uderzenie w głowę i na chwilę straciłem przytomność. Ocknąłem się, jednak nic nie widziałem. Miałem na oczach jakąś opaskę i czułem, że ktoś mnie gdzieś prowadzi trzymając mnie dość boleśnie za ramię. Zostałem popchnięty na fotel. Poczułem na twarzy ciepły oddech. Nice (Najs)  chyba właśnie zostanę zgwałcony. Byłem przerażony. Chciałem krzyczeć licząc na to, że ktoś pospieszy mi na ratunek lecz nie zdążyłem bo ktoś zamknął mi usta pocałunkiem. Początkowo dość mocno się opierałem, ale dotarło do mnie, że już ktoś kiedyś tak mnie całował. Nieśmiale zacząłem oddawać pocałunek z coraz większym zaangażowaniem. Ktoś ściągnął mi opaskę z oczu i ujrzałem siedzącego obok mnie Toma.
-Witaj kochanie –powiedział i kolejny raz złączył nasze usta

niedziela, 3 marca 2013

2. I palę 3 świeczki -ja, Ty i nadzieja...


Przeprasazam, za tak długą przerwę. Ale długi czas nie miałam łączności ze światem, doszły obowiązki, problemy, postaram sie nadrobić a teraz zapraszam na odcienk ;)


Z ogromnym zapałem urządzałem to mieszkanie. Chciałem żeby salon utrzymany był w szarości z niewielką ilością elementów białych. Teraz leżąc na kanapie czuję jak szare jest moje wnętrze, szare jak mój salon. Każdego dnia myślę o tym co w danym momencie robisz, gdzie z kim, jak wyglądasz co czujesz. I czuję, że powinienem do Ciebie napisać. Chyba jednak nie teraz. Za szybko. Chcę o Ciebie walczyć . Chcę być Twój i żebyś Ty był tylko mój. Wyciszyłem się. Chyba wstępnie zaakceptowałem tą sytuację. Tak jest lepiej. Nie mogę każdego dnia spędzić na rozpamiętywaniu tego co było. Nie wytrzymałem. Musiałem napisać. Nie odpowiedziałeś. Czekałem na zwrotnego smsa ale żaden nie chciał nadejść. Chyba dobrze mi to zrobiło bo stałeś się nagle tak bardzo obojętny. Już nie myślę tak często jak wcześniej. Podejmuję próbę powrotu do starego życia. Życia bez Ciebie. Wychodzę na miasto do ludzi. Nie mogę się izolować. Lubię czytać. Ostatnio to zaniedbałem z powodu braku czasu. Idę do biblioteki, wypożyczam kilka książek, czas do tego wrócić. Postanowiłem wybrać się na zakupy. Kolejna rzecz którą lubię. Z wystawy pewnego sklepu krzyczały do mnie piękne wysokie kozaki na koturnie. Cena trochę mnie przeraziła ale na osłodę życia pozwoliłem sobie uszczuplić stan konta. Dobrałem do tego obcisłe ciemnoszare rurki i długi kardigan.  Może niezbyt interesuje się modą ale mam swój styl. Lubię wyglądać inaczej, wyróżniać się, być inny niż tłum, szara masa ludzi. Berlin, moje miasto. Przemierzam wąskie uliczki pełne butików i kawiarni by wyjść na jedną z głównych ulic. Shopping uznaję za udany więc postanawiam wrócić do domu. Wśród innych ludzi czekam na przyjazd Sbahn’a. Gdzieś w tłumie zauważam czarne dredy. Serce zaczęło bić mi szybciej a przecież stałeś się obojętny. Dredy znikają z pola widzenia. Czuję, że to nie Ty. Smętnie wracam do domu. Przebieram się w rurki kardigan i kozaki. Spoglądam w lustro.”Całkiem nieźle” mówię sam do siebie i oczami wyobraźni widzę zachwyt w Twoich oczach. Ale zachwytu nie będzie. Nigdy. Te dredy, identyczne z Twoimi wprowadziły mi zamęt w głowie. Przecież stałeś się praktycznie obojętny i nagle ta sytuacja na ulicy. Każdego wieczora gdy już mrok ogarnia miasto zapalam świecę. Najczęściej zapachową. Zawsze stawiam ją przy oknie, stwarza magiczny klimat. Cisza, ciemność delikatnie rozproszona ciepłym światłem świecy. Ostatnio dostawiłem drugą. Jedna była jakby mną , druga Tobą. Obserwowałem która zgaśnie pierwsza jednak nie pamiętam już ostatecznie która utraciła płomień wcześniej. Dzisiaj posunąłem się krok dalej. Dostawiłem trzecia. Symbolizowała nadzieję. Na dziś wybrałem pomarańczowe więc niedługo po mym domu rozniósł się cudowny zapach pomarańczy i goździków. Położyłem się na kanapie i pogrążyłem w marzeniach, nie wiem kiedy zasnąłem. Miałem sen, a w nim byłeś Ty. Spacerowaliśmy na plaży trzymając się za ręce. Uśmiechaliśmy się, byliśmy szczęśliwi. Nie wiem jak długo spałem ale gdy po przebudzeniu spojrzałem na zegar to było już kilka minut po północy. Moja świeczka zgasła. Która będzie kolejna? Ty czy nadzieja? Nadzieja w nas. Mam wrażenie, że każda minuta trwa wieczność. Siedzę zapatrzony w obie świece i w głowie mam emocjonalną pustkę. Zupełnie jakbym był wyprany z emocji, zawieszony gdzieś pomiędzy światami. Nadzieja płonie bardzo słabo. Oczekuję już jej zgaśnięcia lecz nagle zupełnie niespodziewanie gaśnie Twoja świeca. Nadzieja wciąż trwa, jakby resztkami sił ale trwa. Loteria życia. Czemu akurat na mnie padł homoseksualizm? To nie choroba, to orientacja, ludziom trudno to przetłumaczyć jeszcze trudniej z tym żyć. Taką samą loterią było spotkanie Ciebie. Dzwoniłeś  do kogoś, pomyliłeś jedną cyfrę i dodzwoniłeś się do mnie. Mimo tego, że się nie znaliśmy i nic o sobie nie wiedzieliśmy przegadaliśmy ponad 40min. Potem był kolejny telefon i jeszcze następny. Strasznie szybko się to potoczyło, Szybko też się skończyło, właściwie bez słowa wyjaśnienia. Każdy człowiek potrzebuje kogoś kogo mógłby kochać. Poza Tobą nie mam nikogo. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. W schroniskach jest przecież tyle zwierząt. Każde czeka na dom. Wziąłbym psa, jednak pies to duży obowiązek, a ja nie zawsze mam czas. Ostatni rok studiów nie należy do łatwych. Wybór stanął więc na kocie. Jutro pójdę i jakiegoś przygarnę. Stworzę mu chociaż namiastkę rodziny. Właśnie zgasła nadzieja. Podobno nadzieja zawsze umiera ostatnia. Czy tak jest i w moim przypadku? Już po 2, idę więc spać z nadzieją na lepsze jutro. 9 czyli dla mnie praktycznie środek nocy a obudziłem się mega wyspany i to bez budzika! Ubieram się maluję, stylizuję włosy, względnie się ogarniam i chcę pędzić do schroniska. Jestem na etapie sprawdzania czy wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy mam w torbie gdy dobiega mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Otwieram więc. Listonosz. Spodziewam się rachunków niczego innego. „Polecony do pana”. Dziwne. Nie dostaję korespondencji jakiejkolwiek no oprócz rachunków a tu list polecony do mnie. Potwierdziłem odbiór podpisem i spojrzałem na kopertę. W miejscu gdzie zwykle pisze się nadawcę były tylko inicjały T.K. Znam tylko jedną osobę o takich inicjałach…


czwartek, 17 stycznia 2013

1.Für immer jetzt


Na początek ogromne wyrazy wdzięczności dla Allein która podjęła się  stworzenia nagłówka i to dzięki niej ten blog jakoś wygląda. Wg mnie jest cudny, Dziękuję raz jeszcze! Jest tu ktoś? Pokażcie się w komentarzach! Stworzone przy "Północy" Domowych Melodii. Więc na początek nutka.

http://www.youtube.com/watch?v=0_Ckmuml7pI



Chciałem być czyjś – Twój konkretnie. Czy to tak dużo? Chyba za dużo. Z nas nie zostało prawie nic. Prawie bo są jeszcze smsy od Ciebie, zapisy naszych rozmów, a ja nie mam serca, żeby to usunąć. Wymazać z pamięci. Zdjęcia? Brak. Nie było okazji, nasze jestestwo było zbyt krótkie. Nadal jesteś – w moim sercu i myślach. Chyba zostaniesz tam na zawsze. Cisza. Siedzę na kanapie przykryty ciepłym kocem i sączę wystygniętą już herbatę jednak nie przeszkadza mi to, bo jestem daleko stąd. Daleko we wspomnieniach. Jeszcze tak niedawno siedziałeś tu, obok mnie pod jednym kocem i oglądaliśmy jakąś komedię romantyczną. Nie lubiłeś ich, wiem o tym, jednak oglądałeś je ze względu na mnie i nie dało Ci się przetłumaczyć, że możemy wybrać coś innego. Po policzku spływa jedna mała samotna łza rozmazując zapewne mój perfekcyjny makijaż. Pamiętam pod jakim strachem szedłem na nasze pierwsze spotkanie. Nie wiedziałem jak odbierzesz to, że na powiekach noszę cień a rzęsy pociągnięte mam tuszem. Zaakceptowałeś mnie. Zaakceptowałeś a teraz porzuciłeś. Kolejny dzień straciłem na rozpamiętywaniu Ciebie. Na rozdrapywaniu na nowo tak świeżych niezabliźnionych jeszcze ran. Nie żałuję jednak tego tak samo jak nie żałuję każdej chwili spędzonej z Tobą. Nasza pierwsza noc. Czarne dredy rozsypały się na poduszce, dałeś buziaka przytuliłeś „na łyżeczkę” i już po chwili Twój spokojny miarowy oddech zdradził mi, że udałeś się do krainy snu. Nie mogłem zasnąć. Ekscytacja, że w końcu jest ktoś przy kim będę zasypiać i się budzić nie chciała mi na to pozwolić. A teraz spędzę kolejną noc samotnie. Gdzie jesteś? Twoje miejsce jest tutaj, obok mnie a nie ma Cię. Sam już nie wiem czy jest sens wiary w to, że wrócisz. Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Muszę wierzyć. Każdego dnia powstrzymuję się przed napisaniem do Ciebie. Choćby głupiego smsa. Jeszcze mam jakieś resztki honoru. Wszystko wykonuję tak bardzo automatycznie, jak maszyna. Gdybym nie musiał nie jadłbym jednak lodówka świeci pustkami. Wypadałoby ja w coś zaopatrzyć. Niechętnie więc wychodzę. Chaotycznie wkładam produkty do koszyka nie przykładając większej uwagi co tak naprawdę w nim ląduje Kolejka, moja kolej, karta, pin i w końcu paragon . Zwracam się ku drzwiom. Tę twarz, tak bardzo bliską mi twarz rozpoznam wszędzie. Spięte dredy, brązowe oczy tak bardzo podobne do moich, luźne ciuchy. Tom. Mój Tom. Zauważył mnie, zmieszał się i wyszedł szybciej niż wszedł. Chciałem za nim pobiec, rzucić mu się na szyję spoliczkować i pocałować jednak gdy wyszedłem jego już nie było jakby rozpłynął się w powietrzu. Powłóczyłem nogami do domu. Mętlik w głowie. Naprawdę go widziałem czy mam już taką obsesję, że widzę wyobrażenie? Natłok myśli. Minęło ponad pół miesiąca. Widziałem go. Wcześniej nic. Już więcej nie napisał, nie zadzwonił – tak jakby nie istniał. Emocjonalny burdel w mojej głowie, tylko poczekać aż się dziwki zalęgną. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Nie wiem czy mogę sobie wierzyć, Zrobiło się późno. Wiedziałem jednak, że nie zdołam usnąć. Nafaszerowałem się więc środkami nasennymi i udałem się do sypialni. Podobno po takim wspomaganiu nic się nie śni, a ja miałem piękne sny. W każdym byłeś Ty. Było cudownie dopóki nie wyrwał mnie ze snu jakiś okropny dźwięk. Ktoś uporczywie dobijał się do drzwi mojego mieszkania… Patrzę na budzik elektroniczny – 02:48. Środek nocy. Z ogromną niechęcią opuszczam więc łóżko i podążam ku drzwiom Łomot staje się coraz głośniejszy a ja coraz bardziej się boję. Spoglądam przez wizjer jednak widzę tylko ciemność i kontury postaci która z ogromną zawziętością napiera na me drzwi załączając do tego  coś co w delikatniejszej formie można by nazwać pukaniem z efektem takim, że szyby w oknach mej kuchni drżą. Uchylam więc delikatnie drzwi (nie wiem czy jestem bardziej głupi czy odważny) zabezpieczając je jednak przed niepożądanym otwarciem  od tamtej strony. Te oczy poznam wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Tom!  Wpuściłem go więc. Zatoczył się wchodząc i runął na podłogę. Kompletnie pijany! Zaciągnąłem go więc do sypialni, rozebrałem do bokserek i położyłem się obok niego.
-Billy?
Wymamrotał po czym chyba chciał mnie pocałować jednak zaczął zsuwać się z łóżka. Pomogłem mu znaleźć się na nim powrotem i przytuliłem się do jego ciepłego torsu. Tom już po minucie zaczął pochrapywać. Teraz mogę już spokojnie zasnąć. Mam moją zgubę. Mam moją miłość. Nie ważne co będzie jutro. Liczy się tu i teraz.
Obudziłem się po 13, wcześnie jak na mnie. Tom nadal spał wtulony we mnie. Delikatnie żeby go nie obudzić wyswobodziłem się z jego objęć i skierowałem swe kroki do kuchni. Wziąłem butelkę wody i aspirynę, na pewno będzie go męczył kac morderca. Tom obudził się jakąś godzinę później. Wyglądał na bardzo zaskoczonego tym kogo zobaczył obok siebie oraz tym gdzie się znajduje. Wskazałem na aspirynę leżącą na szafce nocnej obok łóżka. Wziął bez wahania.

-Co ja tu robię? Jak się tu znalazłem?
- Aktualnie to leżysz w moim łóżku. Przyszedłeś w środku nocy, nie ukrywajmy pijany jak świnia i zostałeś.
-Muszę się zbierać, dzięki za doprowadzenie do stanu używalności.
-Tom?
-Nie.
- Ale nawet nie zdążyłem Ci zadać konkretnego pytania!
-Nie to odpowiedź na wszystkie Twoje pytania – Nie, nie kocham Cię, Nie, nie potrzebuję ani trochę, Nie, nie wrócę do Ciebie. Mam dalej wymieniać możliwe odpowiedzi?

Wstał ubrał się i wyszedł trzaskając drzwiami. Nic już nie wiem. Był i znów nie ma. Po raz kolejny go straciłem. Myślałem ,że względnie się z tym pogodziłem jednak teraz to wraca i to ze zdwojoną siłą. Boli Podwójnie. Po tym wszystkim jedynym słusznym rozwiązaniem było wzięcie sporej dawki środków na uspokojenie co poskutkowało niemal natychmiastową sennością. Wolałem przespać ten dzień. Chciałem żeby dobiegł końca. Nie mogłem jednak praktykować tego codziennie. Wegetacja. Nie żyję a wegetuję. Łzy wróciły. Czyli jednak jeszcze je mam. Każdy dzień przypomina poprzedni. Gorycz jego słów. Dlaczego przyszedł? Przecież musiał mieć w tym jakiś cel. Wrócił, dał ulotną chwilę szczęścia. Odszedł rozbijając tak drobne kawałki tego co kiedyś było moim sercem a co próbowałem bez większych efektów posklejać na nowo na miliard drobinek, w drobny mak. Ktoś kiedyś powiedział „Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść. Jeśli wróci jest Twój, jeśli nie, nigdy tak naprawdę do Ciebie nie należał i nigdy tak naprawdę Cię nie kochał” Pozwoliłem więc odejść ,a on wrócił. Wrócił by znów odejść.  Pozwoliłem wbić sobie nóż w serce a teraz cierpię bo cierpliwie ktoś centymetr po centymetrze go wyciąga.
Twój na zawsze Bill.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Prolog

Kolejny szary dzień.  Ostatnio wszystkie są takie same. Szare, nijakie, tak bardzo puste. Puste mieszkanie, pusty świat, puste serce.  15dni spędzonych samotnie  w dużym cichym mieszkaniu, i dzisiejszy dzień 16 już z kolei. Postanowiłem wyrwać się do ludzi. Galeria – na tym stanął mój wybór, tam zawsze jest mnóstwo ludzi. Jednak to była chyba najgorsza z możliwych decyzji. Wszystkie sklepy które koniecznie musieliśmy zwiedzić, kino, którego teraz nienawidzę, pary trzymające się za ręce, przytulające jak jeszcze my 18dni temu. Nie mogę znieść tego widoku.  Było tak idealnie… Pierwsze spotkanie, 3godziny a nie mogliśmy się nagadać, miliony smsów, plany na przyszłość – wspólną przyszłość. Nie, nie wiem kiedy zaczęło mi zależeć. Czy kiedy po raz pierwszy złapałeś mnie za rękę? Czy może wtedy gdy powiedziałeś ,że nosisz mnie w sercu? Nie wiem i nie potrafię sobie wybaczyć tego mojego chorego przywiązania, tęsknoty już nawet zaraz po zamknięciu przez Ciebie drzwi gdy wychodziłeś. Uzależniłeś mnie od siebie, odizolowałeś od świata. Stałeś się narkotykiem którego wciąż tak bardzo mi brak. Jestem na głodzie bez możliwości dostępu do  chociaż jednej najmniejszej  dawki Ciebie. Dawkowałeś mi siebie. Miłości się nie dawkuje, wiesz? Każda chwila z Tobą była chwilą szczęścia. Żyłem w głupim przekonaniu ,że tak będzie zawsze. Liczyłeś się tylko Ty. Tylko z Toba było mi tak cholernie dobrze, tak dobrze jak z nikim innym. Każdego dnia jesteś ostatnią myślą kiedy zasypiam i pierwszą kiedy się budzę. 16 dni minęło … Nie, nie płaczę nie mam już łez choć wylałem ich ocean. Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć Twojej decyzji. Każde dziecko ma swoją ulubioną zabawkę. Ty bawiłeś się mną, moimi uczuciami i odrzuciłeś w kąt, przecież zabawka nie czuje, nie ma emocji. Chyba więc nie zasłużyłem na miano ulubionej zabawki, bo dziecko nigdy nie odrzuci swojego ulubieńca. Każdej nocy zastanawiam się kiedy „zmądrzejesz” i zechcesz wrócić. A ja głupi Cię przyjmę z otwartymi ramionami bo wciąż Cię kocham moja pierwsza jedyna i ostatnia MIŁOŚCI. Prawdopodobnie nigdy tego nie przeczytasz, ewentualnie przeczytasz gdy ja będę już martwy. Oto moja pierwsza kartka z pamiętnika. Pamiętnika po rozstaniu. Minęło 16 dni a ja wciąż nie mogę uwierzyć…




Krótko tak, wiem. Początek, potem postaram się rozkręcić :)