czwartek, 17 stycznia 2013

1.Für immer jetzt


Na początek ogromne wyrazy wdzięczności dla Allein która podjęła się  stworzenia nagłówka i to dzięki niej ten blog jakoś wygląda. Wg mnie jest cudny, Dziękuję raz jeszcze! Jest tu ktoś? Pokażcie się w komentarzach! Stworzone przy "Północy" Domowych Melodii. Więc na początek nutka.

http://www.youtube.com/watch?v=0_Ckmuml7pI



Chciałem być czyjś – Twój konkretnie. Czy to tak dużo? Chyba za dużo. Z nas nie zostało prawie nic. Prawie bo są jeszcze smsy od Ciebie, zapisy naszych rozmów, a ja nie mam serca, żeby to usunąć. Wymazać z pamięci. Zdjęcia? Brak. Nie było okazji, nasze jestestwo było zbyt krótkie. Nadal jesteś – w moim sercu i myślach. Chyba zostaniesz tam na zawsze. Cisza. Siedzę na kanapie przykryty ciepłym kocem i sączę wystygniętą już herbatę jednak nie przeszkadza mi to, bo jestem daleko stąd. Daleko we wspomnieniach. Jeszcze tak niedawno siedziałeś tu, obok mnie pod jednym kocem i oglądaliśmy jakąś komedię romantyczną. Nie lubiłeś ich, wiem o tym, jednak oglądałeś je ze względu na mnie i nie dało Ci się przetłumaczyć, że możemy wybrać coś innego. Po policzku spływa jedna mała samotna łza rozmazując zapewne mój perfekcyjny makijaż. Pamiętam pod jakim strachem szedłem na nasze pierwsze spotkanie. Nie wiedziałem jak odbierzesz to, że na powiekach noszę cień a rzęsy pociągnięte mam tuszem. Zaakceptowałeś mnie. Zaakceptowałeś a teraz porzuciłeś. Kolejny dzień straciłem na rozpamiętywaniu Ciebie. Na rozdrapywaniu na nowo tak świeżych niezabliźnionych jeszcze ran. Nie żałuję jednak tego tak samo jak nie żałuję każdej chwili spędzonej z Tobą. Nasza pierwsza noc. Czarne dredy rozsypały się na poduszce, dałeś buziaka przytuliłeś „na łyżeczkę” i już po chwili Twój spokojny miarowy oddech zdradził mi, że udałeś się do krainy snu. Nie mogłem zasnąć. Ekscytacja, że w końcu jest ktoś przy kim będę zasypiać i się budzić nie chciała mi na to pozwolić. A teraz spędzę kolejną noc samotnie. Gdzie jesteś? Twoje miejsce jest tutaj, obok mnie a nie ma Cię. Sam już nie wiem czy jest sens wiary w to, że wrócisz. Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Muszę wierzyć. Każdego dnia powstrzymuję się przed napisaniem do Ciebie. Choćby głupiego smsa. Jeszcze mam jakieś resztki honoru. Wszystko wykonuję tak bardzo automatycznie, jak maszyna. Gdybym nie musiał nie jadłbym jednak lodówka świeci pustkami. Wypadałoby ja w coś zaopatrzyć. Niechętnie więc wychodzę. Chaotycznie wkładam produkty do koszyka nie przykładając większej uwagi co tak naprawdę w nim ląduje Kolejka, moja kolej, karta, pin i w końcu paragon . Zwracam się ku drzwiom. Tę twarz, tak bardzo bliską mi twarz rozpoznam wszędzie. Spięte dredy, brązowe oczy tak bardzo podobne do moich, luźne ciuchy. Tom. Mój Tom. Zauważył mnie, zmieszał się i wyszedł szybciej niż wszedł. Chciałem za nim pobiec, rzucić mu się na szyję spoliczkować i pocałować jednak gdy wyszedłem jego już nie było jakby rozpłynął się w powietrzu. Powłóczyłem nogami do domu. Mętlik w głowie. Naprawdę go widziałem czy mam już taką obsesję, że widzę wyobrażenie? Natłok myśli. Minęło ponad pół miesiąca. Widziałem go. Wcześniej nic. Już więcej nie napisał, nie zadzwonił – tak jakby nie istniał. Emocjonalny burdel w mojej głowie, tylko poczekać aż się dziwki zalęgną. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Nie wiem czy mogę sobie wierzyć, Zrobiło się późno. Wiedziałem jednak, że nie zdołam usnąć. Nafaszerowałem się więc środkami nasennymi i udałem się do sypialni. Podobno po takim wspomaganiu nic się nie śni, a ja miałem piękne sny. W każdym byłeś Ty. Było cudownie dopóki nie wyrwał mnie ze snu jakiś okropny dźwięk. Ktoś uporczywie dobijał się do drzwi mojego mieszkania… Patrzę na budzik elektroniczny – 02:48. Środek nocy. Z ogromną niechęcią opuszczam więc łóżko i podążam ku drzwiom Łomot staje się coraz głośniejszy a ja coraz bardziej się boję. Spoglądam przez wizjer jednak widzę tylko ciemność i kontury postaci która z ogromną zawziętością napiera na me drzwi załączając do tego  coś co w delikatniejszej formie można by nazwać pukaniem z efektem takim, że szyby w oknach mej kuchni drżą. Uchylam więc delikatnie drzwi (nie wiem czy jestem bardziej głupi czy odważny) zabezpieczając je jednak przed niepożądanym otwarciem  od tamtej strony. Te oczy poznam wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Tom!  Wpuściłem go więc. Zatoczył się wchodząc i runął na podłogę. Kompletnie pijany! Zaciągnąłem go więc do sypialni, rozebrałem do bokserek i położyłem się obok niego.
-Billy?
Wymamrotał po czym chyba chciał mnie pocałować jednak zaczął zsuwać się z łóżka. Pomogłem mu znaleźć się na nim powrotem i przytuliłem się do jego ciepłego torsu. Tom już po minucie zaczął pochrapywać. Teraz mogę już spokojnie zasnąć. Mam moją zgubę. Mam moją miłość. Nie ważne co będzie jutro. Liczy się tu i teraz.
Obudziłem się po 13, wcześnie jak na mnie. Tom nadal spał wtulony we mnie. Delikatnie żeby go nie obudzić wyswobodziłem się z jego objęć i skierowałem swe kroki do kuchni. Wziąłem butelkę wody i aspirynę, na pewno będzie go męczył kac morderca. Tom obudził się jakąś godzinę później. Wyglądał na bardzo zaskoczonego tym kogo zobaczył obok siebie oraz tym gdzie się znajduje. Wskazałem na aspirynę leżącą na szafce nocnej obok łóżka. Wziął bez wahania.

-Co ja tu robię? Jak się tu znalazłem?
- Aktualnie to leżysz w moim łóżku. Przyszedłeś w środku nocy, nie ukrywajmy pijany jak świnia i zostałeś.
-Muszę się zbierać, dzięki za doprowadzenie do stanu używalności.
-Tom?
-Nie.
- Ale nawet nie zdążyłem Ci zadać konkretnego pytania!
-Nie to odpowiedź na wszystkie Twoje pytania – Nie, nie kocham Cię, Nie, nie potrzebuję ani trochę, Nie, nie wrócę do Ciebie. Mam dalej wymieniać możliwe odpowiedzi?

Wstał ubrał się i wyszedł trzaskając drzwiami. Nic już nie wiem. Był i znów nie ma. Po raz kolejny go straciłem. Myślałem ,że względnie się z tym pogodziłem jednak teraz to wraca i to ze zdwojoną siłą. Boli Podwójnie. Po tym wszystkim jedynym słusznym rozwiązaniem było wzięcie sporej dawki środków na uspokojenie co poskutkowało niemal natychmiastową sennością. Wolałem przespać ten dzień. Chciałem żeby dobiegł końca. Nie mogłem jednak praktykować tego codziennie. Wegetacja. Nie żyję a wegetuję. Łzy wróciły. Czyli jednak jeszcze je mam. Każdy dzień przypomina poprzedni. Gorycz jego słów. Dlaczego przyszedł? Przecież musiał mieć w tym jakiś cel. Wrócił, dał ulotną chwilę szczęścia. Odszedł rozbijając tak drobne kawałki tego co kiedyś było moim sercem a co próbowałem bez większych efektów posklejać na nowo na miliard drobinek, w drobny mak. Ktoś kiedyś powiedział „Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść. Jeśli wróci jest Twój, jeśli nie, nigdy tak naprawdę do Ciebie nie należał i nigdy tak naprawdę Cię nie kochał” Pozwoliłem więc odejść ,a on wrócił. Wrócił by znów odejść.  Pozwoliłem wbić sobie nóż w serce a teraz cierpię bo cierpliwie ktoś centymetr po centymetrze go wyciąga.
Twój na zawsze Bill.

1 komentarz:

  1. To jest piękne niedawno znalazłam twojego Bloga i jedyne co powiem to : 1.Tom to świnia 2.Biedny Bill 3.Wzruszyłam się na początku.Przeczytaj to sobie słuchając Kamil Bednarek -Cisza :D

    OdpowiedzUsuń