Na początek ogromne wyrazy wdzięczności dla Allein która podjęła się stworzenia nagłówka i to dzięki niej ten blog jakoś wygląda. Wg mnie jest cudny, Dziękuję raz jeszcze! Jest tu ktoś? Pokażcie się w komentarzach! Stworzone przy "Północy" Domowych Melodii. Więc na początek nutka.
http://www.youtube.com/watch?v=0_Ckmuml7pI
http://www.youtube.com/watch?v=0_Ckmuml7pI
Chciałem być czyjś – Twój konkretnie. Czy to tak dużo? Chyba
za dużo. Z nas nie zostało prawie nic. Prawie bo są jeszcze smsy od Ciebie,
zapisy naszych rozmów, a ja nie mam serca, żeby to usunąć. Wymazać z pamięci.
Zdjęcia? Brak. Nie było okazji, nasze jestestwo było zbyt krótkie. Nadal jesteś
– w moim sercu i myślach. Chyba zostaniesz tam na zawsze. Cisza. Siedzę na
kanapie przykryty ciepłym kocem i sączę wystygniętą już herbatę jednak nie
przeszkadza mi to, bo jestem daleko stąd. Daleko we wspomnieniach. Jeszcze tak
niedawno siedziałeś tu, obok mnie pod jednym kocem i oglądaliśmy jakąś komedię
romantyczną. Nie lubiłeś ich, wiem o tym, jednak oglądałeś je ze względu na
mnie i nie dało Ci się przetłumaczyć, że możemy wybrać coś innego. Po policzku
spływa jedna mała samotna łza rozmazując zapewne mój perfekcyjny makijaż.
Pamiętam pod jakim strachem szedłem na nasze pierwsze spotkanie. Nie wiedziałem
jak odbierzesz to, że na powiekach noszę cień a rzęsy pociągnięte mam tuszem.
Zaakceptowałeś mnie. Zaakceptowałeś a teraz porzuciłeś. Kolejny dzień straciłem
na rozpamiętywaniu Ciebie. Na rozdrapywaniu na nowo tak świeżych niezabliźnionych
jeszcze ran. Nie żałuję jednak tego tak samo jak nie żałuję każdej chwili
spędzonej z Tobą. Nasza pierwsza noc. Czarne dredy rozsypały się na poduszce,
dałeś buziaka przytuliłeś „na łyżeczkę” i już po chwili Twój spokojny miarowy
oddech zdradził mi, że udałeś się do krainy snu. Nie mogłem zasnąć. Ekscytacja,
że w końcu jest ktoś przy kim będę zasypiać i się budzić nie chciała mi na to
pozwolić. A teraz spędzę kolejną noc samotnie. Gdzie jesteś? Twoje miejsce jest
tutaj, obok mnie a nie ma Cię. Sam już nie wiem czy jest sens wiary w to, że
wrócisz. Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Muszę wierzyć. Każdego dnia
powstrzymuję się przed napisaniem do Ciebie. Choćby głupiego smsa. Jeszcze mam
jakieś resztki honoru. Wszystko wykonuję tak bardzo automatycznie, jak maszyna.
Gdybym nie musiał nie jadłbym jednak lodówka świeci pustkami. Wypadałoby ja w
coś zaopatrzyć. Niechętnie więc wychodzę. Chaotycznie wkładam produkty do
koszyka nie przykładając większej uwagi co tak naprawdę w nim ląduje Kolejka,
moja kolej, karta, pin i w końcu paragon . Zwracam się ku drzwiom. Tę twarz,
tak bardzo bliską mi twarz rozpoznam wszędzie. Spięte dredy, brązowe oczy tak
bardzo podobne do moich, luźne ciuchy. Tom. Mój Tom. Zauważył mnie, zmieszał
się i wyszedł szybciej niż wszedł. Chciałem za nim pobiec, rzucić mu się na
szyję spoliczkować i pocałować jednak gdy wyszedłem jego już nie było jakby
rozpłynął się w powietrzu. Powłóczyłem nogami do domu. Mętlik w głowie.
Naprawdę go widziałem czy mam już taką obsesję, że widzę wyobrażenie? Natłok
myśli. Minęło ponad pół miesiąca. Widziałem go. Wcześniej nic. Już więcej nie
napisał, nie zadzwonił – tak jakby nie istniał. Emocjonalny burdel w mojej
głowie, tylko poczekać aż się dziwki zalęgną. Nie jestem w stanie normalnie
funkcjonować. Nie wiem czy mogę sobie wierzyć, Zrobiło się późno. Wiedziałem
jednak, że nie zdołam usnąć. Nafaszerowałem się więc środkami nasennymi i
udałem się do sypialni. Podobno po takim wspomaganiu nic się nie śni, a ja
miałem piękne sny. W każdym byłeś Ty. Było cudownie dopóki nie wyrwał mnie ze
snu jakiś okropny dźwięk. Ktoś uporczywie dobijał się do drzwi mojego
mieszkania… Patrzę na budzik elektroniczny – 02:48. Środek nocy. Z ogromną
niechęcią opuszczam więc łóżko i podążam ku drzwiom Łomot staje się coraz głośniejszy
a ja coraz bardziej się boję. Spoglądam przez wizjer jednak widzę tylko
ciemność i kontury postaci która z ogromną zawziętością napiera na me drzwi
załączając do tego coś co w
delikatniejszej formie można by nazwać pukaniem z efektem takim, że szyby w
oknach mej kuchni drżą. Uchylam więc delikatnie drzwi (nie wiem czy jestem
bardziej głupi czy odważny) zabezpieczając je jednak przed niepożądanym
otwarciem od tamtej strony. Te oczy
poznam wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Tom! Wpuściłem go więc. Zatoczył się wchodząc i runął
na podłogę. Kompletnie pijany! Zaciągnąłem go więc do sypialni, rozebrałem do
bokserek i położyłem się obok niego.
-Billy?
Wymamrotał po czym chyba chciał mnie pocałować jednak zaczął
zsuwać się z łóżka. Pomogłem mu znaleźć się na nim powrotem i przytuliłem się
do jego ciepłego torsu. Tom już po minucie zaczął pochrapywać. Teraz mogę już
spokojnie zasnąć. Mam moją zgubę. Mam moją miłość. Nie ważne co będzie jutro.
Liczy się tu i teraz.
Obudziłem się po 13, wcześnie jak na mnie. Tom nadal spał
wtulony we mnie. Delikatnie żeby go nie obudzić wyswobodziłem się z jego objęć
i skierowałem swe kroki do kuchni. Wziąłem butelkę wody i aspirynę, na pewno
będzie go męczył kac morderca. Tom obudził się jakąś godzinę później. Wyglądał
na bardzo zaskoczonego tym kogo zobaczył obok siebie oraz tym gdzie się
znajduje. Wskazałem na aspirynę leżącą na szafce nocnej obok łóżka. Wziął bez
wahania.
-Co ja tu robię? Jak się tu znalazłem?
- Aktualnie to leżysz w moim łóżku. Przyszedłeś w środku
nocy, nie ukrywajmy pijany jak świnia i zostałeś.
-Muszę się zbierać, dzięki za doprowadzenie do stanu
używalności.
-Tom?
-Nie.
- Ale nawet nie zdążyłem Ci zadać konkretnego pytania!
-Nie to odpowiedź na wszystkie Twoje pytania – Nie, nie
kocham Cię, Nie, nie potrzebuję ani trochę, Nie, nie wrócę do Ciebie. Mam dalej
wymieniać możliwe odpowiedzi?
Wstał ubrał się i wyszedł trzaskając drzwiami. Nic już nie
wiem. Był i znów nie ma. Po raz kolejny go straciłem. Myślałem ,że względnie
się z tym pogodziłem jednak teraz to wraca i to ze zdwojoną siłą. Boli
Podwójnie. Po tym wszystkim jedynym słusznym rozwiązaniem było wzięcie sporej
dawki środków na uspokojenie co poskutkowało niemal natychmiastową sennością.
Wolałem przespać ten dzień. Chciałem żeby dobiegł końca. Nie mogłem jednak
praktykować tego codziennie. Wegetacja. Nie żyję a wegetuję. Łzy wróciły. Czyli
jednak jeszcze je mam. Każdy dzień przypomina poprzedni. Gorycz jego słów.
Dlaczego przyszedł? Przecież musiał mieć w tym jakiś cel. Wrócił, dał ulotną
chwilę szczęścia. Odszedł rozbijając tak drobne kawałki tego co kiedyś było
moim sercem a co próbowałem bez większych efektów posklejać na nowo na miliard
drobinek, w drobny mak. Ktoś kiedyś powiedział „Jeśli kogoś kochasz pozwól mu
odejść. Jeśli wróci jest Twój, jeśli nie, nigdy tak naprawdę do Ciebie nie
należał i nigdy tak naprawdę Cię nie kochał” Pozwoliłem więc odejść ,a on
wrócił. Wrócił by znów odejść. Pozwoliłem
wbić sobie nóż w serce a teraz cierpię bo cierpliwie ktoś centymetr po
centymetrze go wyciąga.
Twój na zawsze Bill.